To samo drzewo, co na poprzednim zdjęciu. Przepraszam - to jesion a nie klon.
Czy wygląda na chore drzewo? Ma jedną uschniętą gałąź (widać ją z lewej
strony), możnaby ją przyciąć, żeby proces się nie rozszerzał.
Kasztanowiec w alei wzdłuż Dubois. Oznaczony kropką, prawdopodobnie do wycinki.
Wygląda tak jak wszystkie kasztanowce w pażdźierniku... Zamiast wycinać, można
leczyć injekcjami przeciwko szrotówkowi kasztanowcowiaczkowi.
Ten dąb też chyba "jest chory". Ale jakoś stoi, nikomu nie zagraża, nawet
dorobił się tabliczki "Pomnik przyrody". Ile takich pomników już padło pod piłą
na podstawie "ekspertyz fachowców"?
Dąb Bartek, o ile pamiętam też nie był okazem zdrowia, a jakoś go nikt nie
wyciął.
W statystykach zieleni nie ubywa. Wycina się stuletnie okazy, a w zamian sadzi
się młode drzewka, gdzieniegdzie.
Zdaje się, że liczy się sztuka posadzona, a nikt nie liczy ile drzew naprawdę
wyrasta z tych urzędniczych statystyk.
Nasadzenia platanów przy alejce wzdłuż Kłodnicy...
Zainwestowano sporo pieniędzy w podrośnięte, kilkuletnie sadzonki szlachetnych
platanów. Większość uschła.
Super-fachowcy od dendrologii, którzy tak łatwo skazują drzewa na śmierć, mogli
zalecić, aby przy każdej sadzonce zainstalować wkopany pionowo w ziemię metr
rury plastikowej o średnicy 5-10 cm i skierować właściwe służby do regularnego
podlewania.
Ale po co - wystarczy, że w statystykach drzew przybyło.
Skwer koło szkoły muzycznej (ul. Wieczorka).
Podobno w Gliwicach wycina się drzewa, które stanowią zagrożenie dla ludzi.
Specjaliści dendrolodzi chodzą po mieście (i po Szwajcarii gliwickiej) i
szukają uszkodzonych, spróchniałych drzew, które mogą się przewrócić i kogoś
zranić.
1. akacja, od dwóch lat uschnięta, pochylona nad ścieżką rowerową. Jakos nikt
dotąd nie zadbał, żeby ją usunąć. Za "chuda"? Nie opłaca sie wycinać?
2. Kasztanowiec, pęknięty od tegorocznej zimy. Pochyla się niebezpiecznie tuż
przy ogródku Jordanowskim....
Mieszkańcy domu przy ul. Konopnickiej złożyli w magistracie wniosek, aby
rosnące tuż za płotem, na sąsiedniej pustej posesji topole przyciąć do
wysokości rynny na dachu ich domu. Bali się, że przy jakiejś wichurze wiekowe
drzewa mogą się przewrócić i uszkodzić dach. Magistrat, jak żadko kiedy,
chętnie przychylił się do ich prośby. Nawet wykazał się pewną nadgorliwością:
topole nie zostały przycięte, tylko wyrżnięte całkowice (było to wiosną 2005).
Przy okazji drwalom wpadło w oko jeszcze inne drzewo, którego wniosek
mieszkańców bynajmniej nie dotyczył. Była to rosnąca daleko, w głębi działki,
nikomu i niczemu nie zagrażjąca potężna, przepiękna topola o średnicy pnia
1,5m. Gdyby rosła w Parku Chopina pewnie nosiłaby tabliczkę "pomnik przyrody".
Ale nie miała tego szczęścia. Padła pod zębami piły elektrycznej. Pozostał po
niej nieskazitelnie żółciutki, bez jednej skazy - potężny pień i stosy trocin.
Niestety, nie zrobiłam wtedy zdjęcia.
Tak to wygląda dzisiaj:
1. Dzielne drzewo walczy - wypuszcza odrosty. Pnia już nie widać spośród nowych
gałezi.
2. Powierzchnia cięcia pociemniała; wewnątrz, wśród młodych gałęzi
powstał "szałas" o powierzchni "podłogi" 1,76m kwadratowego
3. Srednica pnia wynosi 1,5m (dziecko na zdjęciu ma 1,2m wzrostu; żółty pasek
to taśma miernicza). Obwód pnia = 4,7m. Teraz, zakładając, że tej średnicy pień
miał ok. 5m wysokości do pierwszych bocznych gałęzi, można sobie policzyć ile
to było kubików drewna. Dobrej jakości, nietkniętego próchnicą drewna...
Kto wydał decyzję o wycięciu tego drzewa i na jakiej podstawie? Działka jest od
lat pusta, niezabudowana, nikt tam nawet nie chodzi, bo ciężko się przedrzeć
przez chaszcze. Drzewo rosło w kącie działki, nawet, gdyby ktoś chciał się tam
budować, w niczym by mu nie przeszkadzało.
Nie wiem jak Wam, ale mnie to nie przypomina "pielęgnacji zieleni" tylko zwyczajną
zwózkę drewna na porębie.
Problem w tym, że miasto to nie poręba. Tutaj, w przemysłowym, dużym mieście, na
Górnym Śląsku każde drzewo jest na wagę złota.
Wszyscy uczyliśmy się w szkole, że:
- drzewa dają życiodajny tlen,
- drzewa usuwaja z atmosfery dwutlenek węgla,
- drzewa stanowią filtr wychwytujący zanieczyszczenia powietrza,
- drzewa stanowią ochronę przeciwwiatrową (co zmniejsza koszty ogrzewania mieszkań)
- drzewa wydzielają do atmosfery wodę, co powoduje obniżenie temp. otoczenia latem,
- drzewa stanowią filtr akustyczny
- drzewa wytwarzają specyficzny, korzystny dla zdrowia mikroklimat
- drzewa pełnia także funkcję estetyczną
- itd, itp
Szkoda, że nie robimy żadnego użytku z naszej wiedzy szkolnej.
Decydenci wycinają, a ludziska niejednokrotnie uważają, że tak jest dobrze.
Od 2003 wycięto już 6 drzew:
- 3 zdrowe topole włoskie (dwie rówiesniczki tamtych rosną sobie zdrowo do dzisiaj)
- 1 zdrowy klon, który wrastał w fundament budynku (2006)
- 1 sosna czarna (padła tej zimy)
- 1 kasztanowiec (pękł po zimie - jego zdjęcie umieściłam już wcześniej w tym watku)
Teraz szykowana jest kolejna wycinka:
- 1 uschnięta akacja (zdjęcie jest wcześniej w tym wątku, stała tak uschnięta 2 lata)
- 1 grusza - o nią nie będę kruszyć kopii, bo rośnie przy placu zabaw i ściąga stada os w
czasie owocowania)
- 3 zdrowe akacje.
To jest granda - akacje sa zdrowe, podobno mają być wycięte, bo zasłaniają widok
kamerom z więzienia. Proponowałabym raczej przenieśc kamery w inne miejsce, niż
lekka ręką pozwalać na wycięcie trzech zdrowych drzew!
Dla ścisłości dodam, że na skwerze tym od kilku dziesiątek lat nie posadzono żadnego
nowego drzewa. Najmłodsze drzewa mają tak na oko po 30 lat. Lekką ręką likwiduje się
11 z nich...
Było i nie ma... Padła pierwsza akacja oznaczona zieloną kropką w listopadzie. Drzewo
rosło pewnie ze 40 lat. Cała operacja jego likwidacji, od poczatku do załadowania
pociętego drewna kominkowego na przyczepę trwała 1 godz. 15 min.
Rosło na skwerze koło szkoły muzycznej kilkanaście jaśminów ("Ja jestem noc
czerwcowa, królowa jaśminowa..." - pachniały upojnie).
Kilka lat temu "fachowcy" z MZUKu postanowili prowadzić szpaler jaśminów w postaci
wysokopiennej (takie niby-drzewka), zamiast w postaci niskopiennych, zwartch
krzewów. Wycięli więc wszystkie dolne boczne gałezie pozostawiając odsłonięte chude
pieńki na pastwę chuliganów i właścicieli psów, którzy radośnie pozwalali swoim
pociechom obgryzać krzewy.
No i dzisiaj, na moje pytanie, dlaczego wycięto jaśminy, "fachowiec dendrolog" z MZUKu
powiedział: "bo były brzydkie i połamane ". No comments.
Okaleczono zdrowe drzewa, obcinając im zdrowe gałęzie (zlikwidowano połowę korony).
Dla kontrastu - na drzewie obok pozostawiono nietknięte suche konary. Takie cięcie nie
ma nic wspólnego ze sztuką dendrologiczną.
Opinie ekspertów:
www.ratujdrzewa.gdynia.pl/ekspertyzy.html
"Mówienie o tzw. cięciach pielęgnacyjnych, szczególnie starych drzew, jest
nieporozumieniem. Cięcia takie należy ograniczyć do wycinania wyłącznie gałęzi suchych
i chorych.
Jedyne "uzasadnione" cięcie drzew ma miejsce wtedy, gdy zagrażają one zdrowiu lub
mieniu ludzi, bądź w ewidentny sposób wchodzą w kolizję z infrastrukturą np. miejską.
Każda rana po usuniętej gałęzi, to wrota infekcji patogenów (głównie grzybów). Z reguły
skutkuje ona skróceniem okresu życia drzew.
Redukcja korony drzew dokonana w wyniku cięć skutkuje zmniejszeniem masy i
powierzchni asymilacyjnej liści, co powoduje zasadnicze zaburzenia fizjologiczne
spowodowane gwałtownym powstaniem różnic w wielkości części nadziemnej - korony i
podziemnej - korzeni drzewa. Raptownie zmniejszona powierzchnia listowia ogranicza
do minimum dopływ asymilatów do innych części drzewa, powoduje również wielkie
zaburzenia w gospodarce wodnej poprzez ogromną zmianę wielkości transpiracji."
Nasadzenia zastępcze koło szkoły muzycznej, czyli "zamienił stryjek siekierkę na kijek"
Koło szkoły muzycznej posadzono 2 niespełna metrowe iglaki i 8 wiązów.
Właściwie należałoby się cieszyć.
Jednak pozostają uporczywe pytania:
1. Dlaczego wycięto zdrowe, dorodne drzewo, a inne, uschnięte od lat, stoi nadal?
2. Dlaczego planuje się dalsze wycinanie zdrowych akacji?
3. Dlaczego okaleczono korony dwóch topoli włoskich i jednego kasztanowca? Czy po to,
żeby przyspieszyć ich zamieranie i móc je wkrótce wyciąć?
4. Dlaczego w ramach "pielęgnacji" doprowadzono krzewy jaśminowców do takiego
stanu, że nadawały się do wycięcia?
5. Jak długo uchowają się sadzonki? Czy ktoś je podleje latem?
6. Czy skoro postanowiono (nie wiadomo czemu) wymienić akacje na wiązy, nie można
było poczekać, aż wiązy ukorzenią się i rozrosną i dopiero wtedy wyciąć akacje?
Itp., itd.
I jeszcze taka refleksja - my, podatnicy za to płacimy...
trzy dni wystarczyły... Dziś rano (22.01.2007) okazało się, że jakiś barbarzyńca połamał
cztery z ośmiu sadzonek wiązów. Połamano 4 sadzonki wartości 300 zł każda - jeżeli
wierzyć słowom pracownika MZUK.
To wszystko stało się pod czujnym okiem kamery zamontowanej na murze aresztu
śledczego.
Mieliśmy 40-letnią akację, której niestraszne były ataki pijanych, bezmózgich
barbarzyńców. Teraz nie mamy ani akacji, ani sadzonek.
Kto na tym zyskał? Zyskał MZUK - ludzie odpracowali dniówkę, dostali pieniądze, firma
zarobiła na pozyskanym drewnie kominkowym. I zyskał sprzedawca sadzonek - zarobił
na sadzonkach i pewnie zarobi jeszcze nie raz... A okoliczni mieszkańcy? Mieszkańcy
się nie liczą.
Nie liczą się także dla policji. Policjant skwitował zgłoszenie przestępstwa słowami "to
pewnie wichura połamała" oraz "nie sądzę, aby kamery to zarejestrowały". Bez
komentarza.
Kochani jest godz.00:42 i właśnie weszłam na wasze forum.Jestem szczęśliwa,bo
mogę obejżeć swoje rodzinne miasto.wyjechałam z Gliwic 17 lat temu.Tęsknię,choć
tyle czasu już mineło.Mam prośbę może ktoś mógłby zrobić parę fotek mojego
starego bloku-femiloka?to jest ul.Hanki Sawickiej mieszkałam pod numerem
1/6m.Nie byłm od lat w Gliwicach.Bardzo dziękuję.marta