Godzina "W" zastała mnie w autobusie zatem w oficjalnej części uroczystości udziału nie
brałam, ale już od ok. 18-tej przechadzałam się do późnych godzin alejkami cmentarza,
podumałam tu i tam, szukałam grobów bez zapalonych lampek, ale nie znalazłam...
Patrzyłam na płynącą głównymi alejkami rzekę ludzi: od tych maleńkich, w wózkach
często ozdobionych małymi flagami ze znakiem Polski walczącej, po młodzież, średnie
pokolenia i to najstarsze: na wózkach inwalidzkich, o kulach, podparte laskami...,
posłuchalam z porozwieszanych głośników pieśni powstańczych, popatrzyłam jak przed
bramą dwoje czy troje młodych ludzi na akordeonie i skrzypcach bodajże wygrywa
melodie a otaczający ich mieszkańcy naszego miasta, w różnym wieku,
wyśpiewują: "Pałacych Michla, Żytnia, Wola, bronią się chłopcy spod Parasola"...,
podsłuchałam jak ktoś mocno starszy wyszeptał: "To cieszy, że to miasto nadal żyje"..
Popatrzyłam na tych, którzy przyszli bo przychodzą tu zawsze z biało-czerwonymi
opaskami na przedramionach: i One i Oni - to ci, którzy jako dzieci i bardzo młodzi ludzie
walczyli wtedy, którzy dziś wspominają w rozmowach pomiędzy sobą tamte dnie, to ci,
którzy siedząc na ławeczkach opowiadają młodszym pokoleniom tym, co przeżyli a na
twarzach słuchających widać wielkie zainteresowanie i skupienie..
To cieszy, że opowieści świadków tamtych wydarzeń wciąż pasjonują tak wielu, cieszy,
kiedy widać, że pytanie o możliwość zrobienia zdjęcia albo pokazanie już zrobionego -
wyraźnie wzrusza fotografowanego, który z uśmiechem na twarzy zwyczajnie dziękuje...
To ja dziękuję przecież!
Przystaję, patrzę, słucham...
Pan Janusz Brochwicz-Lewiński "Gryf":
swiadkowiehistorii.pl/relacje.php?a=swiadectwo&id=7
z którym jakaś telewizja przeprowadza wywiad, któremu przysłuchuje się sporo osób,
Pan Stanislaw Sieradzki "Świst":
www.rzeczpospolita.pl/specjal_041002/specjal_a_16.html
pogodnym uśmiechnięty, dowcipkujący, mówiący do jednego z oddających Mu szacunek
żołnierzy: "to co? Widzimy się w Sieczychach?".
Pytam potem żołnierza: "Spotykacie się panowie w Sieczychach?", a on mi na to; "Co
roku proszę pani, co roku, tak samo jak i tutaj"...
Spaceruję alejkami, zauważam, że żeby pochylić głowę nad grobem Zośki, Alka czy
Rudego trzeba odstać w kolejce, że taki dzień na warszawskich wojskowych Powązkach
to szereg spotkań i zaplanowanych i tych zupełnie przypadkowych, które tak bardzo
cieszą.. Patrzę na twarze uczestników Powstania i myślę zupełnie niepotrzebnie, ilu z
nich nie przyjdzie już tu za rok...
I przyznam na zakończenie, że wychodząc z cmentarza wspominam po raz kolejny tutaj
właśnie mego nieżyjącego już od kilku lat ojca, który wychowywał mnie w dziwnym
duchu: musiałam jako dziecko umieć śpiewać pieśni powstańcze a uczyć się nie
cierpiałam i wciąż wszczynałam z tego powodu wojny domowe.. Od kilkunastu lat kiedy
w głowie w takim dniu jedna z najpiękniejszych pieśni: "Pierwszy sierpień, dzień
krwawy, powstał naród Warszawy..." wspominam to wszystko zupełnie oczywiście
inaczej.
Wrzucam Wam kilka zdjęć z wczorajszych Powązek.
I pozdrawiam serdecznie. B.
brałam, ale już od ok. 18-tej przechadzałam się do późnych godzin alejkami cmentarza,
podumałam tu i tam, szukałam grobów bez zapalonych lampek, ale nie znalazłam...
Patrzyłam na płynącą głównymi alejkami rzekę ludzi: od tych maleńkich, w wózkach
często ozdobionych małymi flagami ze znakiem Polski walczącej, po młodzież, średnie
pokolenia i to najstarsze: na wózkach inwalidzkich, o kulach, podparte laskami...,
posłuchalam z porozwieszanych głośników pieśni powstańczych, popatrzyłam jak przed
bramą dwoje czy troje młodych ludzi na akordeonie i skrzypcach bodajże wygrywa
melodie a otaczający ich mieszkańcy naszego miasta, w różnym wieku,
wyśpiewują: "Pałacych Michla, Żytnia, Wola, bronią się chłopcy spod Parasola"...,
podsłuchałam jak ktoś mocno starszy wyszeptał: "To cieszy, że to miasto nadal żyje"..
Popatrzyłam na tych, którzy przyszli bo przychodzą tu zawsze z biało-czerwonymi
opaskami na przedramionach: i One i Oni - to ci, którzy jako dzieci i bardzo młodzi ludzie
walczyli wtedy, którzy dziś wspominają w rozmowach pomiędzy sobą tamte dnie, to ci,
którzy siedząc na ławeczkach opowiadają młodszym pokoleniom tym, co przeżyli a na
twarzach słuchających widać wielkie zainteresowanie i skupienie..
To cieszy, że opowieści świadków tamtych wydarzeń wciąż pasjonują tak wielu, cieszy,
kiedy widać, że pytanie o możliwość zrobienia zdjęcia albo pokazanie już zrobionego -
wyraźnie wzrusza fotografowanego, który z uśmiechem na twarzy zwyczajnie dziękuje...
To ja dziękuję przecież!
Przystaję, patrzę, słucham...
Pan Janusz Brochwicz-Lewiński "Gryf":
swiadkowiehistorii.pl/relacje.php?a=swiadectwo&id=7
z którym jakaś telewizja przeprowadza wywiad, któremu przysłuchuje się sporo osób,
Pan Stanislaw Sieradzki "Świst":
www.rzeczpospolita.pl/specjal_041002/specjal_a_16.html
pogodnym uśmiechnięty, dowcipkujący, mówiący do jednego z oddających Mu szacunek
żołnierzy: "to co? Widzimy się w Sieczychach?".
Pytam potem żołnierza: "Spotykacie się panowie w Sieczychach?", a on mi na to; "Co
roku proszę pani, co roku, tak samo jak i tutaj"...
Spaceruję alejkami, zauważam, że żeby pochylić głowę nad grobem Zośki, Alka czy
Rudego trzeba odstać w kolejce, że taki dzień na warszawskich wojskowych Powązkach
to szereg spotkań i zaplanowanych i tych zupełnie przypadkowych, które tak bardzo
cieszą.. Patrzę na twarze uczestników Powstania i myślę zupełnie niepotrzebnie, ilu z
nich nie przyjdzie już tu za rok...
I przyznam na zakończenie, że wychodząc z cmentarza wspominam po raz kolejny tutaj
właśnie mego nieżyjącego już od kilku lat ojca, który wychowywał mnie w dziwnym
duchu: musiałam jako dziecko umieć śpiewać pieśni powstańcze a uczyć się nie
cierpiałam i wciąż wszczynałam z tego powodu wojny domowe.. Od kilkunastu lat kiedy
w głowie w takim dniu jedna z najpiękniejszych pieśni: "Pierwszy sierpień, dzień
krwawy, powstał naród Warszawy..." wspominam to wszystko zupełnie oczywiście
inaczej.
Wrzucam Wam kilka zdjęć z wczorajszych Powązek.
I pozdrawiam serdecznie. B.