s.wawelski napisał:
> Wilno?
Chyba tak. Język jest chyba litewski.
Nie sądziłam, że Wilia jest taka szeroka. Poza tym - oglądamy tam zwykle zabytki, nie architekturę nowoczesną, więc fajnie, że Kobalt pokazała takie zdjęcie.
Byłam w Wilnie w 1992 roku, kiedy Litwa jeszcze się nie pozbierała jako kraj i - pomijając stan architektury - prawie nie było co jeść. Była to wycieczka (zde)zorganizowana i karmili nas w hotelach rzadkimi zupami oraz naleśnikami. Masło i cukier pojawiły się na stole może ze dwa razy. Mięsa nie pamiętam. W sklepach - wyłącznie kiszona kapusta. Pozostało upijanie się brandy "Biały łabędź". Tej nie brakowało. :)
A! Za to były melony, wówczas w Polsce nieznane / niedostępne. Więc przyturlałam kilka do Polski. I kupiłam jeszcze worek orzechów laskowych po absurdalnie niskiej cenie. Oraz kilka butelek "Biełego aista", czy jak mu tam. :)
Na następną wycieczkę. Jeśli to faktycznie Wilno. :)
> Wilno?
Chyba tak. Język jest chyba litewski.
Nie sądziłam, że Wilia jest taka szeroka. Poza tym - oglądamy tam zwykle zabytki, nie architekturę nowoczesną, więc fajnie, że Kobalt pokazała takie zdjęcie.
Byłam w Wilnie w 1992 roku, kiedy Litwa jeszcze się nie pozbierała jako kraj i - pomijając stan architektury - prawie nie było co jeść. Była to wycieczka (zde)zorganizowana i karmili nas w hotelach rzadkimi zupami oraz naleśnikami. Masło i cukier pojawiły się na stole może ze dwa razy. Mięsa nie pamiętam. W sklepach - wyłącznie kiszona kapusta. Pozostało upijanie się brandy "Biały łabędź". Tej nie brakowało. :)
A! Za to były melony, wówczas w Polsce nieznane / niedostępne. Więc przyturlałam kilka do Polski. I kupiłam jeszcze worek orzechów laskowych po absurdalnie niskiej cenie. Oraz kilka butelek "Biełego aista", czy jak mu tam. :)
Na następną wycieczkę. Jeśli to faktycznie Wilno. :)